sobota, 15 września 2007

Sarasota, Florida

Witam,

Szczesliwie dotarlem w srode na Floryde, do kuzyna;)Autko prawie wytrzymalo, to znaczy nie dziala tylko skrzynia biegow, hamulce na 2 razy i kolo jest przebite;) Co tam, dojechalem;) Teraz przemilo spedzam czas, tenis, basenik, filmy, poker, imprezki i troche w miare mozliwosci pomagam Lechowi. Ogolem jest przygodowo;)

Nie bardzo jest nawet czas zeby cos wiecej napisac, poza tym wracam za jakies 10 dni to poopowiadam.

Czymcie sie, pozdroofka, Dzew0

czwartek, 6 września 2007

Nic sie w sumie nie dzieje...

Hej,
nic nie pisze ciekawego bo nic sie w sumie ciekawego nie dzieje. W wiekszosci nic sie tutaj nie robi, robi sie natomiast troche nudno. Chyba jutro juz sie stad wyniose i spokojnie pojade sobie na Floryde. Zdjec nie ma na razie i raczej nie bedzie bo Mac nie lubio mojego aparatu a nie chce mi sie instalowac sterow.

Wczoraj bylismy na wyswietlaniu Raging Bulla Martina Scorsese i dzisiaj go omawialismy na zajeciach. Nic specjalnego.

Greetz, TRee.

wtorek, 4 września 2007

Colorado


View Larger Map

Siemanko,
Wczoraj z rana szczesliwie dotarlem do Boulder, Colorado. Od razu zalapalem sie na breakfast party, potem na impreze all wxclusive jakiejs bogatej restauracji;) Objechalem gory skaliste od poiludnia przez Nowy Meksyk i wjechalem przez Denver do Boulder od wschodu. Zostane tutaj mysle tak do piatku a bardziej soboty. Nie bardzo nawet mam czas zebyu posiedziec na necie poki co;) Zapiskow z Road Tripu mam jakies 18 stron A4 takze przeczytac je bedzie mozna dopiero po powrocie do Polski, ale wtedy przeciez mozna mnie zaprosic na piwo i posluchac opowiesci co jest dzialaniem zalecanym (przez ministra zdrowia). Duzo sie dzialo, jeszcze wiecej widzialem. Zdjecia zamieszcze mam nadzieje jeszcze dzisiaj, a troche ich jest. Pod zdjeciami postaram sie dopisac obszerne komentarze;)

Bede kontynuuowal pisanie codzinnych notek (jak wczesniej) z Boulder.

Dzisiaj bylem na zajeciach z Ryanem, to znaczy na wykladzie z Filmu. analiza "WestSideStory" od strony Fotografii. Musze przyznac ze ciekawe i nawet sie czegos nauczylem o oswietlaniu. Bede chodzil na zajecia przez te pare dni. W ogole uniwerek tutaj wyglada zupelnie inaczej niz u nas. Kampus jest ogromny i jest w zasadzie malym miasteczkiem w miescie. Bardzo ladnie to wyglada ok. 9-10 jest tu MNOSTWO syudentow. Po prostu pelne chodzniki ludzi. Fajnie, jutro wybiore sie na kampus z aparatem.

Wczoraj po tych imprezach pojechalismy na obiado-kolacje do rodzicow Ryana. Bardzo przystepny grillik i sushi;) Poznalem juz chyba cala rodzine Cleevesow poza jednym bratem;)

Ide na nastepne Classes,

Greetz TRee

piątek, 31 sierpnia 2007

RoadTrip

Siemanko, place 1,5$ za 15 minut internetu wiec bede sie streszczal. Zaczne od tego ze jestem w Williams, w Arizonie


View Larger Map

Nareszcie pustynia zaczyna sie pomalu konczyc, bo wierzcie mi, pustynia samemu w lekko przegrzewajacym sie vanie, 38-40 stopni to nie jest nic wesolego.
wszystko jest generalnie ok, Las Vegas mega dziwne i niebezpieczne miasto, ale poznalem fajnych ludzi (dealera drugow i cpunke ale co tam).

Obawiam sie ze moj Road Trip sie skroci troche bo raczej nie bede sie pchal do colorado, bo Colorado to chyba najwieksze dostepne tutaj gory (trzeba poidjechac jakies 14tysiecy stop)a chlodzenie mego auta tego nie wytrzymuje. Mysle ze pojade troche dolem, przez texas troche i do zatoki meksykanskiej i na floryde. Poza tym troche glupio sie tak samemu jezdzi a nie moge sie doczekac spotkania z Kuzynem i jego wybranka;). Troche stresujaca jest ta wyprawa, pod wzgledem auta, podjazdow, samotnosci itd, wiec w sumie nic strasznego jak sie skroci, a odpoczne wiecej na florydzie.

Pozdroofka,l i piszcie czasem smsy na polski numer.

Czymcie sie, Dzew0

środa, 29 sierpnia 2007

Buckle your seatbelt Dorothy, cuz Kansas is going bye-bye...


MAPA




Road trippin with my two favorite allies
Fully loaded we got snacks and supplies
Its time to leave this town
Its time to steal away
Lets go get lost
Anywhere in the u.s.a.
Lets go get lost
Lets go get lost

Blue you sit so pretty
West of the one
Sparkles light with yellow icing
Just a mirror for the sun
Just a mirror for the sun
Just a mirror for the sun


Za jakies 10 minut wyjezdzam z Redwood City. Mam wszystko popakowane i gotowe. Wczoraj do 2:30 siedzielismy z Erykiem na tarasie przy piwku i wspominalismy cale te 2 miesiace. Czuje sie jakbysmy sie znali nie 2 mieisiace a 2 lata. Mam ogromny dlug u tej rodziny, wspaniale mine przyjeli. Bylem jej czescia i chyba juz zawsze bede. Lza mi poleciala jak sie zegnalem dzisiaj z Cheryl. Wsiadlem dzisiaj rano do auta i zastalem pelny bak. Monty rano zatankowal do pelna... kolejna lza. Niesamowici ludzie, mam wielka nadzieje ze jeszcze ich spotkam i mam przeczucie ze bedzie to w Polsce;) Wszyscy zyskalismy przyjaciol tego lata.

Co do mine, to jestem podekscytowany podroza. 3 dniowe opoznienie to dobry poczatek ;) Zobaczymy jak pojdzie, w razie czego odpuszcze sobie Rapid City w ktorym jest wielka skala z glowami prezydentow. Czas ruszac. Trzymajcie kciuki za mnie i w szczegolnosci za DzewoMobil. Jak dopadne gdzies neta, czyli pewnie jakos w piatek w Vegas to cos napisze.
Jakos ciezko wyjechac;)...

Czymcie sie, Michal 'Dzewo' Stec

P.S
Teraz wyjezdzam ze strefy darmowego telefony takze smsy beda znacznie zadsze. Poza tym moge miec problem z odbiorem, nie zawsze bede dostepny, natomiast moj polski numer powinien je znakomicie odbierac, takze od teraz piszcie prosze na polski numer: 516562575. Dzwoncie na amerykanski;)

niedziela, 26 sierpnia 2007

Delay...

Mam papiery na auto, dzisiaj dorwalem poprzedniego wlasciciela. Po papiery pojechalem swoim autem i cos znowu slysze pompe wspomagania.

Dzisiaj mialem pozegnalnya kolacje, deser, posiedzileismy przy stole z mapa, ustalilem trase. Wszystko milo, fajnie bylo cie goscic, fajnie sie z wami mieszkalo, lezka w oku. No to chocmy jeszcze raz sprawdzic plyny zanim jutro pojedziesz. No i mam znowu spory wyciek wspomagania, na szczescuie na gwarancji. minimum 2 dni opoznienia. Wracam do domu, mowie Cheryl (Pani tego domu) Ze mam popsute wspomaganie, a ona na to : "Wow, super." Byla to jedbna z milszych rzeczy jaka mnie spotkala w USA;)

Tym oto pochowym po raz kolejny sposobem, zostaje jeszcze troche w Redwood City zwanym takze Deadwood City, koncze dom, naprawiam auto. Dodalem opisy do zdjec z LA&SD.

Shit Happens.

Greetz, TRee

sobota, 25 sierpnia 2007

Ford Mustang 1965.



Jakas godzine temu jezdzilem Fordem Mustangiem z 1965 roku praktycznie po torze. To znaczy tutaj:

View Larger Map

Niesamowite wrazenie. Po prostu naturalny narkotyk. Jakby sie fruwalo... Aaaahhh... a po jednym okrazeniu chce sie wiecej i wiecej. Silnik slychac tak wspaniale ze mozna by siedziec i sluchac po prostu. Nie do opisania wrazenia;)

Co tam poza tym... Prawie skonczylismy dom. To znaczy mamy jeszcze jeden pelny dzien pracy czyli niedziele. Potem ruszam na jeden dzien(oby nie caly) do San Jose dorwac poprzedniego wlasciciela auta zeby mi wypelnil 2 papierki do DMV (Departament Motorowych Vechikulow) i ruszam do Narodowego Parku Sekwoi, Las Vegas, Colorado, Kansas, St.Louis, Nowy Orlean i Floryda. Samochod w pelni sprawdzony. Wszystkie plyny, kola, srubki. Kupilem sobie klucz do kol bo nie mialem. Zostalem czlonkiem AAA (Anonimowi Alkoholicy Association?) czyli firmu ubezpieczeniopwej ktorej jak sie jest czlonkiem to jak sie cokolwiek dzieje z autem to sie dzwoni i przyjezdzaja zalatwic sprawe, to znaczy jesli da sie latwo naprawic, naprawiaja, jak nie odcholowuja, zmieniaja opony, akuumulatory i dolewaja paliwa. Zawsze dobrze miec cos takiego, pewniej sie czuje. Czlonkostwo na rok kosztuje 54$, ale jak zrezygnuje to oddadza mi kase za 9 miesiecy;) Zrezygnuje na Florydzie;)Dodatkowo jako czlonek AAA mam za darmo mapy i przewodniki, takze mam teraz dokladne mapy calej trasy i ogolna mape USA.

Z tych mniej przyjemnych rzeczy to bardzo chce dostac i dostane te papiery od poprzedniego wlasciciela, a jak nie, to w razie jakiegos zatrzymania przez policje mowie ze jade na floryde wiec nie ma sensu rejestrowac auta w Californi, bo chce je zostawic na Florydzie wiec zrobie to tam. Mam mapy calej trasy ktore moge pokazac itd. Taki jest plan i bede sie go trzymal ;p ;).

Co tam jeszcze co tam jeszcze... Aha, bylem na prawdziwym meczu baseballa w czwartek chyba. Zrozumiec te wszystkie zasady to jest porazka, ale ogolnie wesolo. Duzo krzyczenia na bejsbolistow, fajna atmosfera.
Wczoraj bylismy na Simpsons The Movie. Mega smieszne, jestem pozytywnie zaskoczony;)

Dostalem wczoraj moj aparat, takze dzisiaj zamieszczam zdjecia z San Diego i Los Angeles, zapraszam do Galerii. Jutro ustalam oficjalna trase z domownikami, postoje i atrakcje ktore powinienem zobaczyc.

Heh, to juz ostatnia lub przedostatnia noc w Redwood City, a rodzice chlopakow pojechalo do Santa Cruz wiec urzadzaja mi mala imprezke porzegnalna... Milo.

Jutro napisze ostatniego posta z Redwood City, zamieszcze mape trasy i opisze wrazenia i uczucia przed wyjazdowe, po 2 miesiecznym pobycie w Californii i zamknietym rozdziale "praca i zycie w USA".

Milego dnia, smacznego sniadania, dla czytelnikow z Europy. Milego wieczora dla czytelnikow w usa i przyjemnych snow dla tych australijskich. Pozdrawiam wszystkich!
Michal 'Dzew0'

niedziela, 19 sierpnia 2007

LA & San Diego

Witam,
szczesliwie wrocilem do Redwood City. Wyprawa byla na prawde udana, bawilem sie swietnie. Zostawilem aparat w San Diego, Ryan wysle mi go dzisiaj poczta, takze zdjecia beda za jakies 2 dni.
Wkleje teraz notatki sporzadzone na papierze w podrozy i przepisane slowo w slowo do bloga. Opatrze je komentarzami na spokojnie dodanymi podczas przepisywania.

Los Angeles, sroda, 15/08/2007 - 17:10

Wlasnie wrocilem z wycieczki po Los Angeles, glownie Hollywood. Do LA dotarlismy ok 11:30 am. Jechalem jakos od 8:30 czyli ok 3godziny. W sumie to jechalo sie bardzo przyjemnie, prawie caly czas wzdloz Oceanu. Piekne klify, chyba najpiekniejsze jakie widzialem (pozdroofka dla Marty w Szkocji i jej klifow;)). Baaardzo fajnie sie jechalo wzdloz oceanu na rowno z duza lodzia motorowa. Slonce nisko, prawi pusta droga, klifi, jakis spokojny utwor w radiu i motorowka na rowno ze mna a w tle ze 2-3 wielkie tankowce. Fajne uczucie. Fajne fale, az chcialoby sie wskoczyc na deske.

Przy okazji Surfowania to wczoraj mialem swietna sesje na logboardzie. Zlapalem tak na prawde pierwsza fale na stojaco. Czadowe uczucie.

W LA poznalem mame Ryana, babcie (Nancy) i ojca (Bob). Smieszna rodzinka w sumie. Mama typowa Amerykanka. Wyglada i zachowuje sie jak typowa Amerykanka. Bob jest super. Spokojny i powolny, widac ze z poludnia;) Manana.

Co do La to ciekawe miasto, fajnie wyglada, duzo super samochodow i niezlych dziewczyn. Beverly Hills i Hollywood. Mega chaty. University of California Los Angeles - UCLA, bardzo duzy i ladny kampus. Niestety wszystko to oparte na wielkiej kasie. Wydaje sie jak kolos na glinianych nogach.

Bycie i zycie w LA wydaje sie byc jak surfing - bardzo trudno zlapac fale, jak juz zlapiesz to super uczucie i jazda, ale w kazdej chwili bardzo latwo spasc.

To chyba jna razie tyle o LA, nie udalo mi sie dostac na napis HOLLYWOOD bo niedawno byl pozar.
Poza tym, to wszystko co bogate jest na wzgorzach (BeverlyHILLS). Tam na dole jak przypuszczam, ludzie musza ostro harowac zeby to miasto jakos funkcjonowal. Tam niestety nie chciano mnie zbarac, bo to "daleko" i nic ciekawego. Jasne, albo sie boja, albo maja jakies poczucie winy czy wstydu. Wieczorm idziemy na Santa Monica Boulevard, a w nocy chyba ruszymy do San Diego. A, przypomnialo mi sie, jadlem dzisiaj najlepszego Ho-Doga w zyciu. Pink's Hot Dogs, najstarsza budka z HotDogami w LA. Obowiazkowy punkt zwiedzania.

Greetz TRee.

"Los Angeles 15/08/07 - 22:29

Wlasnie wrocilismy z Santa Monica Boulevard i Promenady. W sumie to nic ciekawego, taki standart i kicz. Promenada bardzo krotka, jak z Galerii na Rynek we Wrocku, a miasto to stolica filmu liczaca 4-5 milionow mieszkancow. Jedna czwarta polski ;) Nie jestem zawiedziony, ale ogolenie LA to nic ciekawego. Standart i Hollywood. Majac kase musi sie tu odlotowo mieszkac. Bedac normalnie zarabiajacym obywatelem (czyt. nie gwiazda filmu czy muzyki) - dziekuje, wole chocby Barcelone.

Greetz, Have a good night, TRee"


San Diego, 18/08/2007 ok. 13:30, Pacific Beach.


W San diego mieszkalismy w dawnym domu Ryana. MAPA Dom mi sie bardzo podobal, typowo studencki, plakaty na scianach, w garazu perkusja i deski surfingowe. Wielkie kanapy przed telewizorem, konsola gier Xbox. W domu Warren, Richard i Amanda. Bardzo fajni ludzie, na prawde mile zostalem przyjety. Niestety:

W calym tym mieszkaniu cpaja. Morfina, Vicodina glownie, ale rowniez kwas i duzo marihuany. Smutne. Moze nie smutne, ale bedzie smutne za jakis czas. Ktos powiedzial
Reality is for those who cannot handle drugs. (rzeczywistosc jest dla tych ktorzy nie moga sobie poradzic z narkotykami)

Ja mowie: Bullshit. Drugs are for those who cannot handle reality. (Bzdura, narkotyki sa dla tych ktorzy nie moga sobie poradzic z rzeczywistoscia)

Normalnie stary, w kazdym klubie
Na kazdym rogu ulicy
Wszyscy na koksie, ostra dilera
Na luzie zawodnicy

Stany, stany - hajowa jazda
Zjednoczonych lopot flag
Ameryka, gwiazdzisty sztandar
Czujesz klimat, na pewno tak

Stany, T.Love, Muniek"

Ich bycie na haju nie sprawialo mi problemu takze bylo ok. Po przyjezdzie od razu udalimy sie na plaze. Plaza wyglada tak jak w "Slonecznym Patrolu". Woda cieplutka, mozna surefowac bez pianki. Po prostu swietnie. Super fale. Bawilem sie swietnie. Wieczorkiem obejzelismy jakis film, przeszlismy sie po miescie i padlismy zmeczeni podroza. W piatek z rana znowu Surfing i plaza. Pozniej pojechalismy na pole golfowe. Hmmm... Nie jest to takie proste jak na Eurosporcie... W sumie to nie widze w tym nic fajnego, zdecydowanie nie jest to sport dla mnie. Wieczoram wielka impreza. "PB (Pacific Beach) BeerPong Tournament '07" Wiecej dziewczyn niz facetow. Bylo tak typowo Colleage-Amerykansko. Keg Bud Lighta i plastikowe kubki. Bawilismy sie jakos do 4-5 rano, po drodze skladajac sie na mandat za zaklucanie spokoju (Welcome to US).Pierwsza na prawde czadowa impreza na jakiej bylem w Stanach.

"San Diego, 18/08/2007 Coffee&Cigarettes

Dzisiaj nie poszedlem na plaze (troche sie spalilem dnia poprzedniego i w ogole mi sie nie chcialo), zostalem w domu ze spiaca Amanda, ktora po przebudzeniu zrobila kawe i poczestowala mnie cygaretka,(taka smakowa, slodkawa cygaretka ktora sie nie zaciaga i trzeszczy jak sie ja pali) czy czyms takim. Teraz wiem co to znaczy i jaki jest urok Coffee&Cigarettes. Wypilismy i wypalilismy przy bardzo przyjemnej muzyce w sloncu na frontowych schodach, patrzac na Mercedesa 560SEL Amandy i rozmawiajac. Jedna z przyjemniejszych chwil w zyciu. Oprocz tego ucze sie grac na perkusji i jezdze rowerem po San Diego. Bardzo milo."

No wiec gram na perkusji w kazdej wolnej chwili. Umiem ze 2-3 podstawowe beaty. Trudny instrument, ale na prawde duzo frajdy. Na rowerze w sobote spedzilem ze 4 godziny, po prostu jezdzac wzdloz plazy i zatoki San Diego.
Tak mniej wiecej wyglada trasa:
TRASA
Tylko caly czas przy samej wodzie i nie po ulicach. Sporo zobaczylem i porobilem fajne zdjecia, ktore jak juz pisalem zamieszcze jak tylko otrzymam aparat.

Rewanz w BeerPonga urzadzil w sobote Joe u siebie w domu, to znaczy w domu ktory wynajmuja z kumplami. Chata niesamowita. kazdy pokoj ma wlasny balkon na ktorym ma hamak lub kanape. Za domem basen a w domu skorzane sofy. Chwile pogralismy, potem pogralismy w koszykowke w basenie i wrocilismy do domu, bo nastepnego dnia (dzisiaj czyli niedziela) trza bylo wstac ok 5 rano coby mbnie zawiezc na lotnisko. No i jestem. czas uplynal w oszalamiajaco szybkim tempie... Najchetniej zostalbym w San Diego jeszcze pare dni. Na prawde fajne miasto. Chyba najfajniejesze jakie do tej pory widzialem w USA. Mnostwo studentow. Swietna plaza i ogolna atmosfera wyluzowanego miasta.


Czwartek, 5 lipiec 2007 (www.dzewowusa.prv.pl)
(...)
kobiety - Jesli chcecie na kazdym kroku ogladac piekn kobiety w stanach to... - Wlaczcie HBO albo MTV. (...)

KOREKTA:
Jesli chcecie na kazdym kroku ogladac piekn kobiety w stanach to... - Przyjedzcie do San Diego!

Nie chce mi sie wierzyc ze juz za tydzien wyruszam z Redwood City w RoadTrip. Jeszcze jeden dom, czyli dom w ktorym mieszkam jako podzekowanie za mieszkanie, 6 dni i ruszam... Przezywac wiecej dni takich jak w San Diego.

pozdroofka, Dzewo

wtorek, 14 sierpnia 2007

Goin' to LA & San Diego

Hejka,

Wlasnie wyruszam do La & San Diego wiec nie bedzie mnie najpewniej na necie do niedzieli. Niestety moja swietna nieograniczona oferta komorki takze nie ma zasiegu od Santa Cruz na poludnie takze kontakt ze mna bedzie mocno ograniczony.
Jakby ktos chcial sie do mnie dodzwonic czy cos to smialo prosze na numer Ryana:

720 314 0956

Mam ze soba takze Polski numer (516 562 575) na ktory przyjmuje smsy;)

W niedziele opisze podroz i zamieszcze zdjecia chyba ze jakos wczesniej dorwe sie do netu i bede mial czas (w co szczerze watpie). Milego tygodnia i weekendu zycze.

Greetz, Tree

niedziela, 12 sierpnia 2007

Komplikacje i niefart czyli byle do przodu...

AAA co za niefartowny tydzien. Na poczatek wyciek z auta, potem chcieli mi odcholowac auto i 100$ poszlo, potem wiatr wial w dzien kiedy sprawyowalismy idealny dom za kupe forsy i mamy teraz czarny dach w biale kropki i facet nie chce zaplacic i nie da nam bonusu. Wczoraj pojechalismy surfowac i posiedziec przy ogniu na plazy w Santa Cruz i nas przegonila policja przy okazji aresztujac Erika i Lauren a fal i tak nie bylo. Codziennie cos, ale najwazniejsze jest pozytywne podejscie i rozwiazywanie tych problemow, takze:
1. Kupilem w San Jose czesc z wyciekiem i juz jest wymieniona, teraz tylko brakuje jednej uszczelki ktora jutro dostane u dealera Forda i po krzyku (z tego co mowi Monty to bede musial pojechac gdzies do mechanika ustawic rowno przednie kola, ale nie chce mi sie wierzyc ze nie zrobimy tego sami.)
2. Zaplacilem za nie_odcholowanie i z grzywy.
3. Jutro naspreyujemy caly dach i bedzie wygladalo ze tak mialo byc (genialne;) )
4. Dzisiaj rano wypuscili ekipe i nie ma problemu, jedynie niefartowyn posmak pecha pozostal.

Jutro wieczorem lub we wtorek do poludnia ruszamy z Ryanaem do Los Angeles i potem do San Diego. Ogromnie sie ciesze z tej wycieczki a najbardziej sie ucieszylem jak wszystko mi sie zwalilo na glowa a ja juz mialem kupiony bilet powrotny takze jade co by nie bylo;) Zapowiada sie swietna zabawa. Na poczatek jedziemy do Santa Cruz, tam surfujemy i spimy u Lauren. Dalej jedziemy do LA gdzie spotykamy sie z rodzicami Ryana. Ojciec Ryana, Bob obwozi nas po miescie, zwiedzamy, nocujemy, dalej zwiedzamy i po poludniu ruszamy do San Diego. Tam jest upal i mozna plywac (Surfowac tez;)) w oceanie w stroju (nie trzeba miec pianki). Poza tym w planach sa imprezy z ekipa ze studiwa, calodzienna gra w golfa(wszystkiego tzreba sprobowac) i wyjazd do Meksyku (o ile moge wjechac do Meksyku) i zwiedzanie WaterWorldu czyli Wodnego Swiata czyli wielkiego Akwarium-Akwaparku. Jupi.

Tyle o San Diego, teraz troche codziennosci poza pechem. Atmosfera w domku sie troche zageszcza, to znaczy Patrick jest jakis dziwny ciagle postresowany i jakos bardziej sie przejmuje praca niz zwykl sie przejmowac, robi o wszystko problemy malarzom. (hmmm w sumie to jest szefem i od tego jest...) Erik ma dosc wiec miedzy nimi jak zwykle a Ryan konczy pojutrze prace wiec ma wszystko w nosie i nie moze sie doczekac az odwiedze go w Colorado we wrzesniu w jego domu. Ma juz zaplanowane co mi pokaze i w ogole to maja w domu kompletne studio montazowe (nie pamietam czy wspominalem ze Ryan studiuje Film). W zwiazku z powyzsza sytuacja nie wiem czy nie przyspiesze wyjazdu o pare dni, bede mial wiecej czasu na wszystko, mniej mil dziennie i bede mogl zostac chwile duzej u Ryana. Pomyslimy po powrocie z poludnia.

Na pozytywne zakonczenie (dlugo pracowalem nad pozytywnym nastawieniem;]) zdjatko z Santa Cruz tuz przed przybyciem SCPD:




od lewej: Dzew0, Erik, Lauren, Ann, Kate, John i Kumpel_johna:)

Długich dni i przyjemnych nocy. Dzew0

piątek, 10 sierpnia 2007

Poznawanie TreeMobilu czyli Life Goes On i Keep Ya Head Up


Uh w sumie duzo sie ostatnio dzieje a mzalo pisze. DzewoMobil wypluwa litry plynu do wspomagania przy kazdym ruchu kierownica i w koncu zlokalizowalem dokladnie wyciek i wiem co i jak. Jutro wymieniamy z Montym (ojciec Patrick i Erika) listwe kierownicza (czy jakos tak, Rack and Pin po angielsku;)). W San Jose maja taka listwe za 75$ i dobrze. Kupiw, wymienie i bede spokojny o wrzesien a i latwiej bedzie w pazdzierzu fure sprzedac.
Na razie probujemy sie codziennie z Fordem, ale dzielnie walcze.
Wczoraj na przyklad podjezdzamy z pracy pod dom z Ryanaem i mowie ze nie chce nawet patrzec na moje auto zeby nie widziec wielkiej plamy plynu wspomagania pod nim. Odpowiedz Ryana: "Czy on wlasnie nie jest odholowywany?" Okazalo sie ze w Stanach nie mozna zostawiac auta na czyjejs wlasnosci a tam gdzie ja go zostawilem to akurat podobno byla czyjas wlasnosc wiec musialem zaplacic 100$ za przyjazd holownika i nie odholowanie mi auta:/... Damn! Jak to sie mowi : Shit Happens

Przedwczoraj bylismy cala ekipa na spacerze w lesie i postanowilismy pojechac Fordem, no i jak chcialem zaparkowac na poboczu to okazalo sie ze Ford jest nizszy niz myslalem... a szczegolnie tylny most Forda:/...

Jedno czego jestem na pewien w tym aucie to to ze on ma Dusze. Musi miec, tylko jest zraniona w uklad wspomagania;) Po wymianie tej listwy bedzie swietnym i wiernym autem na wyprawe;)

Mowiac o autach z dusza, to dzisiaj z pracy wracalem z Erikiem jego Fordem Mustangiem z 1965roku. Jedna z wazniejszych chwil w moim zyciu. Cudowne uczucie. Warto bylo przyleciec do Stanow chocby tylko dla tej jazdy, a w weekend pewnie da mi go poprowadzic!:) Nie moge sie doczekac.

Poza tym to pomalu. duzo pracujemy ostatnio bo 'Ryana jakos w poniedzialek lub wtorek wyjezdza do San Diego. Mialem jechac z nim ale w koncu nie wiem. Jest duzo domow do poamalowania, a ja ostatnio troche wydalem na DzewoMobil. Jeszcze sie napodrozuje we wrzesniu w sumie. Sam nie wiem, jutro zdecyduje.

Czymcie sie i milego weekendu zycze!
Dzew0

poniedziałek, 6 sierpnia 2007

To ptak! Samolot! Nie, To DzewoMobil!




A wiec oto on, Ford Aerostar z 88r. To wlasnie on ma mi towarzyszyc podczas mej dlugiej wedrowki po Stanach we wrzesniu. Nie jestem w stanie na razie za duzo o nim na pisac. Poki co sie kumplujemy ale troche mnie niepokoi w nim pare spraw. Najpewniej powieniem sie po prostu przyzwyczaic i bedzie ok, albo bede mial wedrowke z przygodami;)Byle do przodu!

Pozdrowki, Dzew0

So whats new czyli co nowego u DzewA...

Ostatnio czesto jezdze do San Jose w poszukiwaniu samochodu. Mam nagranego na jutro (poniedzialek) Forda Aerostara z 88roku w swietnym stanie. Dzisiaj na przyklad bylem zobaczyc Jeepa Cherokee. Okazalo sie ze sprzedaje go wielki_murzyn_nie_do_konca_wzbudzajacy_zaufanie. Podjechalismy z Patem pod jego dom, dzwonie do niego: "Spoko, podjedzcie na stacje benzynowa Valejo 2 przecznice dalej, czekamy na was w czarnym BMW". No to super, Patric nie chce byc zastzrelony, ja chce kupic auto. Jeep okazal sie wrakiem. Jedynka wchodzi tylko z dwojki i to ciezko, caly sie trzesie, tylne swiatla nie dzialaja i kopci jak cholera... Mowie murzynowi_nie_do_konca_wzbudzajacemu_zaufanie, ze raczej dziekuje i ijedziemy, a on na to: "Ok to ile za niego dacie" "No nie wiecej niz 500$" "OK" "Nie no to teraz to juz na serio dzieki;)" Tym sposobem nie mam jeszcze auta ale za yto jutro bede mial porzadne.

W San Jose mieszka babcia Patricka i Erica wiec ja odwiedzilismy. Niby mowi troche po polskiemu ale raczej tylko pojedyncze slowa. Tym prostym sposobem w weekend nie zrobilem nic ciekawego poza szukaniem auta.

Aha, no przeciez. Zapomnialbym, wczoraj bylismy na imprezie u kolezanki Patricka. Przemodelowali sobie ogrodek wiec zrobili spora impreze. tak na 50-60 osob. Na podjezdzie same Porshe i Ferrari, na nadgarstkach Rolexy, a w dloniach szklaneczki z czarnym Johnnym Walkerem. Impreza porazka, nudna strasznie. Kolezanka Patricka (jedyna w naszym wieku) upila sie po 40 minutach, pomoglem jej zwymiotowac, dalem jej wody i polozylem spac, takze tez nieciekawie:/. Jedyne 2 plusy tej imprezy to to ze bylo jedzenie(niezle sery) i picie za nie moje dolary i to ze wygralismy partyjke w BeerPonga.

Jesli uda mi sie nabyc w koncu yten samochod jutro to zamieszcze zdjecia i opis (szkoda ze dzisiaj nie mialem ukrytego aparatu, bo to gdzie Ci murzyni_nie_do_konca_wzbudzajacy_zaufanie trzymali samochodzy i dzielnica ogolem wygladaly baaaardzo_ciekawie_acz_nie_do_konca_wzbudzajaco_zaufanie)

Czymcie sie! Dzew0

środa, 1 sierpnia 2007

Fuck this Dude, lets go surfing!

uhhh... Troche sie zapomnialem z postami, ale to tylko przez to ze ciagle jest co robic i nie bardzo jest kiedy przy kompie usiasc;)
Teraz jestem sam w domu, rodzinka pojechala na RiverTrip, a Patric na jakies spotkanie, ja wzialem kapiel zaparzylem herbate, wlaczylem Tupaca i moge pisac, a jest o czym;)

Sobotniej nocy udalismy sie do znajomego Patrica nad ocean i po calej imprezie rozpalilismy ognisko na plazy, wpakowlaismy sie do spiworow i juz tam zostalismy. Swietna sprawa, szum oceanu, gwiazdy... piasek na plazy miekki jak maka. Ogolem bardzo przyjemnie i kalifornijsko, Troche oldschoolowo hipisowsko;)Niedziela minela spokojnie, wszyscy zmeczeni, troche marketingu.

Poniedzialek i wtorek praca, ale co tam praca. Wtorek, 17:40 Carolina Avenue, maluje sobie spokojnie rame jakiegos okna, podchodzi Ryan i mowi "Fuck this Dude, lets go surfing"
Coz moglem zrobic. Spakowalem zabawki i pojechalismy do Montara SATELITA z deskami. Bylo po prostu niesamowicie. Ogromne fale (chlopaki stwierdzili ze jak moge surfowac tutaj to moge surfowac na calym swiecie;) Nnigdy nie myslalem ze jest to tak meczace. Lodowata woda, ale pianka chroni bardzo dobrze (poza stopami, ktorych i tak nie czuc po 3 minutach) Ogromny wysilek i swietna zabawa. Nie udalo mi sie jeszcze stanac na desce ale pojechalem na fali pare razy na brzuchu i ze 2 razy na kolanach. Pare razy mocno oberwalem i pare razy mnie wciagnelo pod wode, ale warto. Wystarczy zachowac spokoj. Nie moge sie doczekac nastepnego razu, mimo iz dzisiaj ledwo moge ruszac recami nogami, plecami i w ogole ledwo moge sie ruszac;) Wrazenie niesamowite kiedy poltora metrrowa fala zalamuje sie tuz nad Toba;) Wytzrymalem jakies pol godzinki po czym z rozsadku wyszedlem bo juz nie mialem sily, a Ryan i Eric zostali jeszcze z godzinke. Jesli kiedys, drogi czytelniku bedziesz mial okazje sprobowac surfingu, polecam. Jedna z tych rzeczy, ktora daje poczucie wolnosci i zjednania z silami natury;) Uczy respektu do Oceanu;)


Poza tymi frajdami, to dzisiaj ludziska pojechali na RiverTrip i zostawili mi samochod, takze mam teraz do dyspozycji tak przez tydzien Toyote Tacome;) Dzisiaj pieerwszy raz jechalem sam do pracy (po skonczeniu domu, chcialem zaczac kolejny) i zabladzilem za drugim zakretem, zwiedzilem cale redwood City po czym wrocilem do domu i pojechalem od nowa, tym razem prosto do celu. Autko bardzo przyjemne, bardzo gladko sie jedzie, a Stany generalnie sa bardzo latwe do jezdzenia. W zasadzie nie ma tutaj znakow drogowych poza Stopem i Ustap pierwszenstwa. Mam nadzieje wykorzystac ten samochod do znalezienia auta sobie, bo poki co jakos sie to nie udaje, a mam juz malo czasu do wyruszenia w Stany... A propos tego, to jakos 12tego jade z Ryanem do San Diego (tam studiowal pierwszy rok) tak na 4 dni, po czym wracam do Redwood. Ryan robi sobie tam tak tydzien wakacji wiec dlaczegoz mialbym sie nie dolaczyc;)

O czyms jeszcze chcialem napisac, ale zapomnialem. Jak mi sie przypomni to dopisze. W ogole teraz bede mial duzo czasu jak nikogo poza Patriciem nie ma, takze postaram sie wrocic do systematyczniejszego pisania.

Czymcie sie i zapraszam do Galerii gdzie jest sporo zdjec, glownie widoki.

Greetz, TRee!

sobota, 28 lipca 2007

So thats it? Nic nie trwa wiecznie a Koniec prawie zawsze jest poczatkiem....

Ok, wczorajszy wieczor sporo mnie nauczyl. Zaczelo sie ciekawie skonczylo smutno a bylo to tak:

Postanowilismy (ryan, Eric, Ja) wybrac sie na impreze i dolaczyc do Josha (stary kumpel Erica) jedzacego kolacje w barze w Stanford - jadnej z najbogatszych dzielnic. Po drodze kupilismy butelke Bacardi i to byl blad. Moglem przewidziec jaki efekt wywrze na Amerykanach rum. No wiec z dwoma pijanymi Kalifornijczykami i Joshem posiedzielismy w tym barze, zjedlismy pizze, posmialismy sie i ogolem bylo wesolo. Troche zaniepokoil mnie Eric ktory caly wieczor szukal zaczepki ale nic to. Troche sie poklucili o pieniadze, nic powaznego. Josh odwiozl nas do odmu gdzie Eric postanowil z jakiegos blachego powodu pobic Patrica ktory juz spal i chyba zwrocil mu uwage zeby byl troche ciszej. Jak pomyslal tak zrobil i zaczeli walczyc. Rozdzielenie ich nie bylo latwe szczegolnie ze Ryan postanowil olac rzeczywistosc i zalec na dywanie. Patric wyszed, Eric zostal z Joshem. Niby nic powaznego ale juz nie jest tak jak bylo i nie wydaje mi sie zeby mialo byc na razie lepiej, bo dzis znowu caly dzien sie gryza i kluca o wyplaty...

Zmiany... przypuszczam ze wszystko wroci do normy po wyjezdzie Ryana i Erica na RiverTrip w srode...

Troche mnie to wszystko obudzilo.

Eric okazal sie zupelni innym i nieodpowiedzialnym czlowiekim po alkoholu - Trust no one. Zbyt szybko wzialem sie za zaufanie, dobrze ze nie ja na tym ucierpialem.

Z braci pod wplywem alkoholu i adwrenaliny wylecialo wszystko co do siebie mieli i co w sobie dusili. Nigdy nie robic interesow w rodzinie, nie pracowac z bliskimi.

Poza tym wszystko ok, prawie skonczylismy ten cholerny dom, dostalem wyplate za pierwszy dom, troche mniej niz sie spodziewalem, ale co tam, nie tylko $$$ sie licza.

Poza Stanami, to trafilem na ciekawy wywiad z Owsiakiem na Onecie --> WYWIAD

pozwole sobie zacytowac na opymistyczne zakonczenie posta:
"Poczucie humoru pozwoli nam wytrzymać największą głupotę (...)więc korzystajmy z tego, co mamy, korzystajmy z wolności."

Pozdroofka, Tree

środa, 25 lipca 2007

Trzeci Dom...

No, tak wyglada Trzeci Dom przed pomalowaniem:



Roboty z nim bedzie duzo, trzeba wyszlifowac cale dreno jakie jest. Juz dzisiaj nie moge podniesc rak ponad glowe po wczorajszej szlifierce. Wczorajszej nocy odebralismy Ryana z lotniska takze praca pojdzie razniej. W poniedzialek bylem na Warranty Job i pomalowalem poddasze w innym kolorze niz powinienem, i oczywiscie niezauwazylem roznicy (daltonizm jakby ktos nie wiedzial, i tak, tez mysle ze to dosc zabawna sytuacja, byc malarzem daltonista). Na szczescie nie moja wina bo ja po prostu dostalem taka farbe. Dzisiaj z rana pojechalem to poprawic i co? Znowu dosytalem zla farbe, inny odcien bialego i oczywiscie znowu sie nie skapnalem. Dobrze ze Ryan byl ze mna. Trzeba bedzie tam pojechac jeszcze raz, cos tak czuje;)

Wciaz mnie moge znalesc odpowiedzniego i odpowiednio taniego samochodu. W zasadzie to jestem troche w takim zamknietym kole, bo jak znajduje jakies auto, to trzeba jechac je zobaczyc. Wtedy najczesciej nie ma czasu, a tez nie chce wspoldomownikow ciagac ciagle po jakis miasteczkach, wiec jak sie znajduje czas to ogloszenie jest juz nieaktualne. Czyli potrzebuje samochodu zeby kupic samochod. AAAaaa!?

Greetz TRee

poniedziałek, 23 lipca 2007

Kolejny Weekend czyli Yosemite National Park i Laguna Seca MotoGP

W ten piekny weekend wybralismy sie z Ericiem i jego ojcem Montym do Parku Narodowego Yosemite. Najstarszy prak narodowy w USA. Bylo swietnie. Przepiekne widoki, mnostwo natury i zwierzat. Wyjechalismy w piatek w nocy i rowno o 10 wyruszylismy na szlak z zamiarem zdobycia Half-Dome, 2,693m.
SATELITA
Jak sie okazalo calkiem spora gorka, wieksza niz Rysy. Cala half Dome to jedna wielka skala. Szlismy tam jakies 6 godzin + w dol 4 godziny;) Bylem po prostu tak wyczerpany ze po powrocie padlem. Wlazlem w spiwor i koniec. Satysfakcja z wejscia na gore niesamowita, widoki jeszcze lepsze. Sporo zdjec w Galerii. W nocy odwiedzil nas czarny Niedzwiedz ale niestety nie udalo mi sie obudzic... A szkoda bo bardzo chcialem miec zdjecie misia.

W niedziele rano wyjechalismy z Yose i pojechalismy na wyscigi motocykli do Laguna Seca kolo Monterey
MAPA

Kolejne bardzo fajne wydarzenie. Zdjeica w galerii. Mnoostwo ludzi i motocykli. Ze 2 godziny lazilismy i ogladalismy, potem jakies poil godziny wyscigu i do domu. w domu bylismy jakos kolo 22 i wtedy to juz calkiem calkiem padlem.

Coz, dzisiaj juz od rana praca. Zakwasy mam w prawie wszystkich miesniach, ale to sie rozchodzi;) Warto bylo.

Aha, dzisiaj znalazlem swoj pierwszy Lead, czyli dom do pomalowania. Jesli teraz tylko wlascicileka odbierze telefon to mam z tego 20$, jak zechce abysmy pomalowali jej dom to jeszcze 50 i praca przy projekcie. Wish me luck;)

Czymcie sie! TRee

czwartek, 19 lipca 2007

Drugi Dom Gotowy;)


Thank you fo a job well done, pierwszy napiwek ;)


Nie mam sily nic wiecej pisac, wiecej zdjec w galerii, dobranoc.

poniedziałek, 16 lipca 2007

Drugi Dom;)

Dzisiaj pomalowalismy caly Drugi Dom. Jutro tylko krawedzie i ramki okien, posprzatac i gotowe;) Zdjecie przed malowaniem, tylko umyty i zalepione pekniecia. Ten komin po prawej koniecznie chcielismy pomalowac tak zeby wygladal jak butelka piwa ale pani wlascicielka nie byla pomyslem bardzo zachwycona... a szkoda;)


Wiecej zdjec, takze ekipy w Galerii

niedziela, 15 lipca 2007

Sunday...

Alez spokojna niedziela.
Wczorajszy mecz byl bardzo fajny, niestety zapomnialem spakowac aparat fotograficzny... Generalnie bardzo spokojnie, mega sportowa atmosfera, zadnych problemow. Mecz zaczyna sie o 18, a od 14 juz ludzi sie zjezdzaja i grilluja na parkingach i w parkach w okolicy stadionu. Cale rodziny z krzeselkami, grillikami itd;) Bardzo pozytywni. Na meczy wybralismy sie wielkim Fordem Club Wagon, czyli jakies 8 osob w samochodzie. Po meczu udalismy sie do domu zdzwaniajac ludzi. Wielka imp[reza, swietna zabawa, no i dzisiaj jest spokojnie i odpoczywajaco. Rano tylko zakupilismy zeberka na obiad;)
Dzisiaj chyba pojdziemy na Trnsformers do kina... a jutro trza sie dalej brac za malowanie tego wrednego domu. Zostalo nam juz tylko powerwashowanie gornego pietra - 40-45minuyt, sprayowanie calego domu - reszta dnia i poprawki, pomalowanie parapetow i tak zwane Touch-Ups czyli domalowanie tego czego sprayerem sie nie da- Wtorek do 14.

CZymajcie sie w z tego co wiem, rownie upalnej Polsce i z tego co wiem to deszczowej i zimnej Anglii i Irlandii i w ogole gdziekolwiek mnie czytacie;) Greetz, TRee

sobota, 14 lipca 2007

Day 11, 14:07. Weekend

A zatem mamy weekend, mam wiecej czasu na napisanie czegos w miare ciekawego i dodanie paru zdjec. Wszyscy sa zmeczeni po calym tygodniu ciezkiej pracy i szczegolnie po wczorajszej imprezie (w koncu piatek). Dzisiaj idziemy na mecz Chealsea vs ktostam. Moze byc ciekawie.

Wczoraj na imprezie jeden Amerykanin zapytal mnie co sadze o Ameryce i Amerykanach, bo on wie ze jest taki stereotyp glupich Amerykanow ktorzy w ogole nie wiedza nic o swiecie, Europie itd. No i mu powiedzialem ze tak jest a on sie z tym zgodzil i strasznie nad tym ubolewa. Stwierdzil ze to prawda. Ze tak jak na przyklad jestesmy w tym garazu (impreza byla w garazu) to sa tu sami normalni inteligentni ludzie ktorzy tacy nie sa, ale wiekszosc Amerykanow taka jest i on nad tym ubolewa. Ze sa ignorantami. Tak sie zastanawiam - i co z tego? Przeciez oni moga byc ignorantami, a nie musza sie niczym i nikim przejmowac bo po co? Im to jest po prostu nie potrzebne. Oni sobie dadza rade wiec nikt nie musi ich obchodzic. Zyja sobie w blogiej ignornacji i mysle ze to nie jest nic zlego. W zasadzie to co ich to obchodzi, skoro oni maja tutaj zupelnie dobrze i nie musza nic zmieniac. Nikt natoomiast nie lubi Busha. Wrecz go nienawidza, a tutaj w Californi szczegolnie. W sumie sie nie dziwie. Nie moge sie zdecydowac czy to dobrze ze sa ignoranta,mi czy nie... Dam znac jak to wykombinuje. Na pewno to juz wiem ze nie wszyscy tacy sa i wczoraj spotkalem super ciekawych swiata i fajnych ludzi. W ogole duzo mnie wypytuja o Polske i kazdy umie wymienic ze 2 - 3 miasta w PL, a to duzo.

Strasznie wkurza ich limit 21 na alkohol. Smiesznie to wyglada jak sie studenci kryja z piwem, chowaja gdzies gleboko do bagaznika itd. Codziennie slysze na to narzekania. Od 16 lat jest prawo jazdy, od 18 mozna isc na wojne i wejsc do stripklubu, a od 21 mozna kupic piwo. Ryan zostal zawieszony na studiach bo zlapano go z piwem w akademiku... Freedom, wolny kraj;/? Fakt faktem ze nie ma pijakow ani pijanej mlodziezy na ulicy. Zadnych dresow, nic takiego. W ogole bezpiecznie jest bardzo. Za bycie pijanym w miejscu publiczny jest sie aresztowanym.

Musze leciec, dokoncze pozniej. Zapraszam do galerii zdjec.
Greetz, TRee

środa, 11 lipca 2007

..::Pierwszy Dom::..

Ta dam.





MAPA

Dzisiaj skonczylismy ten domek ostatecznie. Troche roboty z tym bylo, ale "jak sie chce sie to sie da sie" (dla dolarow;))
Teraz tylko zobaczymy ile za to dostane, ale to z treszta nie bardzo wazne bo ile bym nie dostal to i tak tu zostane. Przynajmniej oprocz pracy mam troche wakacji. A praca poki co stwierdzam ze lepsza niz Anglia. Meczaca, ale calkiem inaczej. Po fabryce czulem sie wypruty i zniszczony, teraz czuje duzo fizycznego zmeczenia i jestem caly pokryty farba. Calutki w kropeczkach farby ze sprayera;) Z Ryaname pracuje mi sie bardzo dobrze, a praktycznie co wireczor po pracy trafia sie jakas imprezka na ktorej zostajemy godzinke po czym wracamy do domu i padamy spac. Nie da sie dluzej po prostu;).

Zaraz zaczynam kolejny dom. W zasadzie przysluguje mi dzien wolny po zakonczonym domku ale szkoda mi czasu na nicnierobstwo.

Czymcie sie i powodzonka, w weekend napisze cos wiecej o samych Stanach. W galerii sa jakiestam nowe zdjatka.

Greetz, TRee

poniedziałek, 9 lipca 2007

Pierwsze dzien w pracy;)

So,
dzisiaj pierwszy dzien pracowalem. i to sporo bo jakies 11 godzin;) Na poczatku wy-powerwash-owalismy dom. potem pomalowalismy drewno taka jakby bejca. Zakleilismy wszystkie okna i drzwi. Wzielismy sie za spreyowanie domu. Wszystko wydaje sie proste i mozna szybko zalapac, jednak pracochlonne. Generalnie to fajnie, z fajnymi ludzmi. Duzo lepsza robota niz Anglia rok temu, przynajmniej cos sie robi;) Najtrudniejsze jest samo spreyowanie farby, bo trzeba to robic idealnie rowno i prosto,, a stojac na drabinie nie jest to takie hop-siup, ale juz zalapalem o co chodzi. Ogolem atmosfera super. Duzo smiechu. Daje sobie rady wiec jestem chwalony i szybko sie ucze.

Gadalem z Patrickiem i jego ojcem, Montym. Zostaje tutaj. Jeszcze nie wiem ile bede placil za mieszkanie, ale w zasadzie to nie ma to dla mnie znaczenia.

Z newsow, to zalozylem dzisiaj konto w banku Wells Fargo. Wszystko darmowe i cacy;) Nareszcie, bo tutaj bez plastikowej karty to ciezko.

Planuje kupic samochod w najblizszym czasie. I tak bede chcial go kupic zeby przejechac sie po stanach w ostatnim miesiacu mojej podrozy, a im wczesniej go kupie tym lepiej, bo bede mogl wykozystac go do pracy. Na jednym wzgorzu stoi Isuzu Trooper za 800$, wiec moze to. W sumie marka do kitu, ale nic lepszego nie kupie za ta cene, a musi to byc auto gdzie da sie spac. We'll see.

Wlasnie zaczela sie na dobre impreza w domu wiec czymcie sie i do przeczytania.
Pozdrowka, Michal.

niedziela, 8 lipca 2007

ScateBoard, CarveBoard, Surfing i Burrito;)

No, jak na razie to calkiem fajnie sie mieszka z Patrickiem. W piate cala ekipa poszlismy na impreze do Adama - bardzo fajnie, inna kultura i w ogole. Nauczylem sie nawet grac w taka Drinking Game, nie bardzo skomplikowana ale na pewno zagramy po powrocie - jak nie zapomne;)
W dzien udalismy sie pojezdzic na deskach. Tutaj wszedzie sa strome wzgorza wiec bylo wesolo - szczegolnie ze ja nigdy nie jezdzilem mna desce. Jest jakies zdjecie w gaklerii. Przezylem;)
Sobota odbyla sie pod znakiem burrito i surfingu. Wieczorem kolo 17 udalismy sie do Santa Cruz
MAPA
posurfowac. Niestety na miejscu okazalo sie ze fale sa nie takie i w sumie sie nie da. Mimo to Eric, Brayan i Monty poszli, ja natomiast (za niebezpieczne fale jak na nauke) i Patric (Pussy - jak to okreslil Eric) udalismy sie na burrito. Calkiem calkiem jak na Stany;)

No a niedziele mamy teraz:)
Zaraz jedziemy "market" czyli szukac domow i klientow do pomalowania;) Za kazdy zainteresowany dom dostaje sie bonusik;)

Pozdroofka dla wszystkich!
Dzewo

piątek, 6 lipca 2007

So, thats America... (?) (part one I suppose)

Ladies and Gentleman, Panie i Panowie

TERAZ NUMER JEST POPRAWNY, WCZESNIEJ BYL BLAD.

kierumek do USA - 1 - moj numer: 650-716-6681

place 43$ miesiecznie (bez pierwszego miesiaca) i mam w tym:
Nielimitowane rozmowy lokalne i dalekodystansowe (moge dzwonic do kuzna w miami ile mi sie tylko chce)
Nielimitowane SMSy i co wazniejsze SMSy miedzynarodowe. Moge pisac ile chce i gdzie chce ;)
Nie place za odbior smsow ani rozmow miedzynarodowych takze zapraszam do dzwonienia skypem GG itd;)
Ja udam sie w weekend do SF i kupie sobie karte do rozmow miedzynarodowych, to tez bede dzwonil.
Wy placicie za SMSy do mnie normalnie, jak w polsce.

A teraz wracajac do tematu wpisu. Dzisiaj z rana udalem sie do miasteczka Redwood City

MAPA

I z dworca odbral(powiedzmy ze wszystko poszlo jak z platka hehe;/) mnie moj wlasciwy menadzer: Patric ;). Od tego momentu zaczyna sie obraz wlasciwych jak na razie mam nadzieje Stanow. Patric stwierdzil ze umiera z glodu i zabral mnie na Tacos do takiej meksykanskiej-meksykanskiej kanjpki, zjedlismy ostre jak cholera ale dobre i z miesem tacos, po czym Patric stwierdzil ze trzeba mi zalatwic telefon i poszedl ze mna znalesc najlesza oferte. Pozniej udalismy sie do jego domu : 551 Summit Road, Redwood City CA 94062, gdzie bede na razie mieszkal. Moge kozystac z komputera, lodowki, lazienki i mam w zasadzie swoj pokoj (chyba, bo jeszcze noc nie nadeszla, jest 17:12). Co najfajniejsze, to Patric mieszka ze swoim bratem, Ericiem, i kuzynem ktorego imienia nie pamietam. Wszysycy pracuja przy malowaniu. Przebralem sie, dostalem taka niebieska koszule, i pojechalem pomagac Ericowi i kuzynowi w skrobaniu domu z farby. Po jakis 2 godzinach pojechalismy po jakies farby czy cos i wrocilismy do domu, gdzie wlasnie pisze. Zaraz oni chyba ida jezdzic na jakis deskach czy czyms. Ogolem bardzo przyjzanie i fajnie jak na razie, nie chce zapeszac. Chcialbym tu zostac jak dalej bedzie tak jak jest. Do pracy podchodza raczej na luzie, jak sie nie da to sie nie da, jak sie zrobbi to sie zrobi jak nie to nie. Generalnie z tego co sie zorientowalem to jest tak, ze beda nam placili za roboty. Na przyklad za ten dom macie 450$, macie na to 4,5 dnia. Jak zrobicie to w 4 dni to macie 50$ bonusu. Jak was pochwali wlasciciel to jest jeszcze 50$. Jak sie skonczy dom to mozna zaczynac nastepny albo robic przerwe. Jak sie chce to mozna pracowac ile sie chce.Generalnie z tego co widze to wychodzi jakies 400-500$ tygodniowo. Duzo lepiej niz sie spodziewalem, ale pisze, nie zapeszam. Szkoda ze w ten weekend nie ... wlasnie Kevin wszedl do pokoju i zapytal czy nie chce isc z nimi pojezdzic:) Jasne ze chce! ... szkoda ze w ten weekend nie pracujemy, ale to nic bo bedziemy w tym czsie jezdzic i szukac domow do pomalowania. Kupimy mi ciuchy do pracy i moze udamy sie na plaze;). Generalnie bardzo im sie podoba ze mowie tak jak mowie po angielsku.

Dobra, lece. Pewnie zbyt posepnie, ale robi sie zbyt pieknia aby to bylo prawdziwe.

Czymcie sie! Greetz, Tree

czwartek, 5 lipca 2007

Dobra, chwila wiecej...

PIERWSZE ZDJECIA W GALERII - ZAPRASZAM

Gabe Cooley, czyli manager poszedl spac, bo jest na kacu po wczorajszej imprezie wiec sciszylem mu kompa i pisze.
Po pierwsze dzieki za wszystkie komentarze, wsparcia itd. To jest dla mnie sporo na prawde! dzieki Kat za nowa wizytowke
Oto ona:

Trzeba by jeszcze Drug Dealin dodac ;)

So, mam najnowsze informacje. Dzisiaj o 18 przyjezdza 2 lub 3 polakow. Jesli 2, to bede pracowal z amerykaninem i mieszkal u menadzera imieniem patrick, jesli przyjedzie ich 3 to bede mieszkal i pracowal z nimi. W sumie to wolalym pracowac z amerykancem. Pewnie blibysmy lepiej traktowani jako druzyna a mieszkanie u menadzera zapewne ma tez swoje plusy.

Ok, USA - wszyscy sa cholernie przyjzani. Az nienaturalnie, ale to pewnie dlatego, ze nie jestem przyzwyczajony. Jesli im sie chwile przygladam i to zauwaza to sie usmiechaja i mowia "Hi" lub "Hello, how are you". To jest dobre w sumie bo jak ktos powie how are you w BARTcie (to takie nieby metro) to juz sie najczesciej ciagnie rozmowa do konca drogi, a w koncu chce poznac jak najwiecej ludzi. Wczorajszy dzien niepodleglosci spedzilem z Craigiem Michaelem i taka rosjanka. Po prostu siedzielismy sobie na takiej trawce i czekalismy na fajerwerki i w sumie gadalismy ze 2-3 godziny. W zasadzie to jeszcze nigdzie nie widzialem takiej otwartosci ludzi jak tu. Zauwazylem jednak jedna zasade, ze tej gadki, tzw. small talk, sa bardzo wyrazne granice. W ogole nie wchodzi sie w zycie prywatne dalej niz, czym sie zajmujesz, skad jestes. Jesli chodzi o ludzi jeszcze to w zasadzie nie ma czegos takiego jak "Amerykanin". tutaj sa sami ludzie "obcego pochodzenia", czarni zolci szarzy, brazowi, biali. I to nie jest tak ze oni sie czuja tutaj jako przyjezdni, w zwiazku z czym wszyscy sa Amreykanami. On nie jest koreanczykiem czy hindusem tylko Amerykaninem. A wszyscy sie roznia zachowaniem. Najbardziej wyrozniaja sie czarni, ktorzy sa bardzo glosni i ogolnie nic ich nie rusza, ale bez problemow, nawet sa fajni (pisze nawet, bo wiele osob ktore bulo w stanach mowilo ze juz nieznosi czarnych)

MIT 1 - Wszyscy Amerykanie sa glupi w porownaniu do Polakow: nie spotkalem jeszcze zadnego wyraznie glupiego amerykanina, a spotkalem: Craiga, Gabea, fotografa z metra, jazzmana z nabrzeza 39, sprzedawce ladowarki do telefon ktory kiedys mieszkal w polsce. Oczekuje dalszej analizy.

Co tam jeszcze... aha, Samochody - porazka, maja mnostwo GIGANTYCZNYCH polciezarowek z gigantycznymi silnikami nie wiadomo po co (nie wiedzialem jeszcze zadnej zaladowanej). Generalnie jak na filmach, ale wszystko takie same. kazda firma robi polciezarowke i kazda wyglada tak samo. Z pozadnych aut spotkac mozna: duzo BMW, czasami Mercedes, zadko Audi, sporadycznie Volkswagen. No oczywiscie to czego im zazdroszcze to stare samochody. To jest akurat super. Stare Fordy i chevrolety. niestety z tego co sie orientowalem to trzeba miec tak te min 15 a najlepiej 20 tys$ zeby kupic w miare jezdzacego Mustanga z 68.

mam troche czasu chyba jeszcze to opisze krotko 4th of july. Na 12 udalem sie do Concord zeby zobaczyc parade, mnostwo flag policji i strazy pozarnej. Kazda najmniejsza nawet organizacja czy klub wystawia swoj pochod na parade, Tak moze ze 2 godziny polazili (bardzo fajne to bylo, ale opisze to pozniej dokladniej ze zdjeciami.) potem pojechalem do SF na wybrzeze i przeszedlem sie tak po Pierach (Pier - takie molo, przystan) az do Fishermans Wharf i tam zostalem na sztuczne ognie. Pokaz byl piekny, chyba jeszcze nigdy takiego nie widzialem. Ciekawa sprawa jeszcze przy okazaji czwartego, to hymn. Wszyscy wszyscy wstali, reka na serce i spiewamy hymn. chyba nie ma nigdzie tak patriotycznego i dumnego narodu... Oczywiscie wspieramy nasze jednostki w Iraku. Bandyci...

kobiety - Jesli chcecie na kazdym kroku ogladac piekn kobiety w stanach to... - Wlaczcie HBO albo MTV. Nie jest tragicznie, tak jak na przyklad w Anglii (pozdrowienia dla ChickenTeamu w Anglii) ale bez rewelacji. Natoomiast jak sie trafi jakas ladna to jest bardzo ladna, najczesciej jakies hiszpasnko-purtriczanki czy cos.

To na razie na tyle. Czymacie sie i spijcie dobrz, bo u was chyba jest jakos polnoc.

Zostaly 2 minuty

Siemka,


zostaly mi 2 minuty w necie. Wszystko jest ok, jutro najpewniej zaczynam prace, dzisiaj sie przeprowadzam. Indepenedence day super, jak znajde chwile to zamieszcze zdjecia. Dochodze do wniasku ze najwazniejsze w stanach to kompletnie niczym sie nie przejmowac. W sumie jest sporo lepiej niz wczoraj. Mecze sie ze znalezieniem telefonu i banku najlepszego dla mnie. Generalnie jest duzo bieganiny itd

Czeymcie sie. Tree

środa, 4 lipca 2007

Pierwszy ranek

Hej,

nie do wiary ze u was jest juz 18:50. Mamy dokladnie 9 godzin roznicy. Czyli u mnie jest teraz 9:30. Odejmujecie 9 godzin. Dzisiaj jest 4th of july czyli wszystko pozamykane i nic nie kupie, czyli kolejny dzien bez amerykanskiego numeru. Czuje sie na razie jakos dziwnie. Wszystko jest pod kontrola, mam gdzie spac, jajka sie wlasnie gotuja, zaraz ide zwiedzac wybrzeze i zobaczyc Golden Bridge a wieczorem fajerwerki, a czuje sie jakos dziwnie. Ogrania mnie taki dziwny niepokoj i kiepski humor. Nie chce mi sie wierzyc ze cos takiego poczulem ale tak jest, najchetniej caly czs bym siedzial zamkniety i spal albo czytal. Mysle ze to przez zmeczenie, ogrom roznych wrazen i ta cholerna zmiane czasu. Mam nadzieje ze wszystko minie jak spotkam sie z damianem i bedzie jakos razniej.
Komunikacja w miescie jest banalna i bardzo latwo sie polapalem co i jak. W sklepach jest w zasadzie wszysko czego mi potrzeba poza smalcem i smietana. Tak to wszystko to co w anglii, czyli bez problemu z jajkami, maslem, majonezem, wieprzowymi kotletami i mnostwem wolowiny. Niestety nie sa to te strasznie tanie rzeczy. Faktycznie odzywiajac sie kiepsko mozna to zrobic zadziwiajaco tanio, ale jedzac cos porzadnego to nie bardzo. Nic to, ja na jedzeniu nie mam zamiaru oszczedzac.

Stany w zasadzie na razie jak na filmach, za wczesie aby cos stwierdzic.

Kurcze jakos tak dziwnie... ale to dopiero drugi dzien - wszystko przedemna. Lece zjesc i ruszam w miasto! W koncu dzisiaj independence Day!

Bede pracowal gdzies tutaj:

http://maps.google.com/maps?f=d&hl=en&geocode=&saddr=&daddr=37.829853,-121.996651&mrcr=0&mrsp=1&sz=12&mra=dme&sll=37.786996,-122.108574&sspn=0.192912,0.360489&ie=UTF8&ll=37.797034,-121.936569&spn=0.192886,0.360489&z=12&om=1

Teraz mieszkam tutaj:
http://maps.google.com/maps?f=d&hl=en&geocode=&saddr=&daddr=37.834514,-122.253778&mrcr=0&mrsp=1&sz=16&mra=dme&sll=37.836954,-122.25204&sspn=0.012049,0.022531&ie=UTF8&ll=37.83975,-122.252405&spn=0.012048,0.022531&z=16&om=1&layer=c&cbll=37.836741,-122.252396&cbp=1,179.79,0.469918495095209,0

wtorek, 3 lipca 2007

Pierwszy Wpis ze Stanow

Witam,

nie mam za duzo czasu na necie, kozystam wlasnie z prywatnego laptopa Gabe'a Cooleya, mojego szefa, organizatora calej tej zabawy. Wszystko w porzadku, nie ma dla mnie na razie mieszkania i zostaje u niego. Jednak wziecie spiwora to byl dobry pomysl. Spodziewalem sie ze bedzie cieplej, ale to nawet lepiej bo sie nie zagotuje. jutro sie pewnie cos wiecej wyjasni co i jak z mieszkaniem i praca, chociaz kto wie. W koncu jutro 4th of July

Pierwsze wrazenia z San Francisco? Nie wiem - nie mialem czasu sie zastanowic. Wszystko jest inne. Give me more time

Greetz, Tree

poniedziałek, 2 lipca 2007

Ostatni Wpis Z Polski

Here we go. Ostatnie chwile w kraju mataczy. Wczorajsze pożegnanie ze starymi znajomymi zakonczylo sie rozbiciem glofa na betonowym slupie, kasacja auta, stluczona skronia i siniakami od pasow. Powrot jakies 6km na piechote do domu... przynajmniej troche ochlonalem. Nikomu nic sie nie stalo, kierowca trzezwy.

Juz prawie wszystko spakowane, wystarczy wrzucic pare ciuchow do plecaka. Na biurku lezy international drivers license, noz, paszport,karta ISIC i jakies 2061$. Jeszcze tylko 997939...

O 16 jade do wawy, o 6:35 wylot. Jakies 12 godzin lotu... Zieefff.

Lece drukowac CV i wizytowki. Jakis dziwny spokoj mnie ogarania.





Well, wish me luck. California, I'm comming!

niedziela, 24 czerwca 2007

Welcome ;)

Witam,

zakładam tą stronę w związku z mym niedługim wyjazdem do USA. Postaram się tutaj możliwie regularnie zamieszczać zdjęcia, mini-reportarze, przemyślenia i wrażania ze Stanów. Być może, któregoś z was, mili goście, to zainteresuje, a na pewno mi pomoże stworzyć "pamiętnik" czy też swego rodzaju "dziennik podróży". Zapraszam do komentowania pod postami tudzież na forum.
Wylot już 3ciego lipca!

Pozdrawiam
Michał "Dżewo" Stec

P.S.
Zalozylem kilka aliasow dla tej strony, zapamiętajcie ten, który wam wygodnie ;)

www.treeintheusa.prv.pl
www.dzewowusa.prv.pl
www.dzewowstanach.prv.pl
www.michalwusa.prv.pl
www.stecwusa.prv.pl
www.treeinusa.blogspot.com